-Kochanie, wstawaj.-powiedział szatyn po czym musnął moje wargi, a ja otworzyłam powieki.
-Hejka kotek, długo spałam?
-Nie, około 3 godziny, ale musisz odpoczywać-powiedział po czym swoją rękę umieścił na moim policzku
-Dlaczego, co się stało?
-Nie pamiętasz? A no tak, lekarz mówił że będą tymczasowe zaniki pamięci. Miałaś wypadek, wczoraj się wybudziłaś z śpiączki w której trwałaś dwa miesiące. Szatyn się nade mną schylił i już mieliśmy złączyć nasze wargi, gdy do sali weszli Lu i Fede
-Oj siostra! Nie ładnie tak w szpitalu!-zaśmiał się Fede
-Federico-powiedziałam wściekła
-Leon, pójdziesz z Federico do sklepiku i kupicie nam po butelce wody?-zapytałam
-Jasne kotek-powiedział szatyn po czym wyszli
-Teraz gadaj! Co się stało, nie odezwałaś się ani słowem.
-Wiesz Vils...Bo ja jestem w ciąży.
-Co?! Aaaaaaa! Super!
-Ale jest jeszcze jedna informacja. O której nie wiedziałaś....Zanim miałaś ten wypadek, to ty...zaszłaś w ciążę.. Powiedział mi to lekarz.
-Naprawdę?-zapytałam pełna nadziei .
-Ale poroniłaś Vilu.
-Co?!
-Nie!-krzyknęłam cicho. Na szczęście, to tylko sen. Zaczęłam się rozglądać po pokoju, aż na dwuosobowej kanapie zauważyłam drzemiącego Leona. Pewnie tu zasnął, czekając aż się obudzę-pomyślałam.
Z łóżka wzięłam koc i go okryłam. Przecież nic mi nie zrobił-pomyślałam. Udałam się na dół do kuchni, gdzie znajdował się Maxi
-Hej
-O, cześć Vilu, nie widziałaś Leona?
-Śpi u mnie, zasnął kiedy ja sobie zrobiłam drzemkę.
-Okej, to jak wstanie to powiedz mu żeby przyszedł do nas, okej?
-Jasne.
-Dzięki, a teraz spadam do chłopaków, pa Violu.
-Pa.-Podeszłam do urządzenia nazywanego lodówką. Z niej wyciągnęłam sok pomarańczowy, wlałam do szklanki, po czym udałam się na górę. Weszłam do mojego pokoju, gdzie Leon jeszcze słodko drzemał, wzięłam krzesło, usiadłam koło sofy i zaczęłam się patrzeć jak to Leonard słodko wygląda jak śpi. Po jakiś 10 minutach zaczął się budzić
-Widzę żę śpiąca królewna się obudziła-powiedziałam żartobliwie.
-Dzięki. Mogłaś mnie obudzić.
-Nie mogłam, za słodko wyglądałeś, a teraz leć do chłopaków, bo coś tam chcą od ciebie.
-Okej.-powiedział szatyn po czym wyszedł z pokoju, ja udałam się na łóżko, po chwili poczułam jakieś usta na moim poliku, odwróciłam się w tamtą stronę i zobaczyłam Leona.
-Leć, bo cię zabiją.
-Dobrze, dobrze. Przyjdziesz do mnie za jakieś pół godziny?
-Jasne-powiedziałam z uśmiechem. Tym razem szatyn wyszedł na dobre. Ogarnęłam trochę w pokoju. Gdy zauważyłam na telefonie firmy Apple godzinę 14 30 ruszyłam do Leona, tam zastałam nie fajny widok. A może i fajny? Nie wiem. Jedyne co widziałam to, to że Diego i Maxi lali się na poduszki, Leon siedział na łóżku i przyglądał się całej zabawie. A no tak, Fede i Brodway, atakowali chłopaków od tyłu. Nikt mnie nie zauważył, więc wzięłam wielką poduszkę i walnęłam nią każdego po twarzy. Wtedy Leon wziął poduszkę i zaczął nas ją bić. Po jakiś 5 minutach naszej zabawy wpadły dziewczyny, które po chwili też wpadły w wir zabawy. Pod koniec to laliśmy się w parach, a w jakich można było się domyślić. Zauważyłyśmy z dziewczynami że Lu sobie nie radzi, więc wszystkie na trzy walnęłyśmy Federico z całej siły w głowę.
-Ej! To nie fair!
-Zadzierasz z jedną, zadzierasz ze wszystkimi!-powiedziałam. Tak zaczęła się moja kłótnia z kuzynem. Po jakimś czasie Fede mnie popchnął (oczywiście żartobliwie) lecz ja jak to ja, niezdara, potknęłam się i upadłam na Leona.
-Wiedziałem że na mnie lecisz-powiedział śmiesznym tonem. Ja tylko walnęłam go z poduszki, wstałam z niego. Walnęłam Fede i usiadłam na łóżku. Leon usiał koło mnie i mnie do siebie przytulił. Wszyscy byliśmy zdyszani, lecz po chwili patrzenia się na siebie, wybuchliśmy głośnym śmiechem. Wszyscy turlaliśmy się na podłodze ze śmiechu, gdy się uspokoiliśmy, chłopcy wstali, a my leżałyśmy, chłopcy coś między sobą szeptali, po chwili zaczęli nas gilgotać. Skończyło się na tym że Maxi'emu leciała krew z wargi. Po 10 minutach wszyscy wyszli i zostaliśmy z Leonem sam na sam.
-Po co miałam przyjść pół godziny temu?-stwierdziłam i zapytałam patrząc na telefon odziany w case.
-A no tak, chciałem zapytać czy byś się tu nie wprowadziła, bo nudno tu.
-No nie wiem. Mi z dziewczynami jest dobrze.
-Czyli?
-Czyli tak.-powiedziałam po czym musnęłam jego polik i wstałam z łóżka. Zaczęłam się kierować w stronę drzwi.
-A pani gdzie się wybiera?
-Skoro mam tu się wprowadzić to muszę się spakować, nie?
-Pomóc ci?

Po tym jak się rozpakowałam zrobiliśmy sobie selfie na Instagrama:
-Co powiesz mu upiec tym głodomorom ciasteczka?-zapytałam.
-Mówiąc ,,głodomorom" masz na myśli mnie?
-Też, ale tu chodzi akurat o wszystkich. Udaliśmy się oczywiście do kuchni. Tam zrozumieliśmy że nie ma mleka, ja więc udałam się do sklepu, który jest przecznicę z tond. Gdy wróciłam, idąc przez łuk zostałam odsypana mąką.
-Odpieprzyło ci?!
-Nie....No może trochę.
-Pożałujesz!-krzyknęłam i zaczęła się bitwa na mąkę. Postanowiliśmy przestać bo byliśmy cali w mącę jak i kuchnia. Zostało całe opakowanie mąki, otworzyłam ją i wysypałam szatynowi na głowę.
-Mówiłam że pożałujesz!-On tylko do mnie podszedł i potrząsnął swoją głową.
_________________________________________________________
Hejka! Oto 11 rozdział :* Niedługo będą wracać do domku :D Oto dedyk dla Vicky:
Mam nadzieję że się spodoba :) /Tinistas
Cudowny rozdział :)
OdpowiedzUsuńDopiero znalazłam tego blog jest on super czekam na następny rozdział
OdpowiedzUsuńProszę jakbyś miała czas napisałabyś rozdział prooooooooooszę :( czekam niecierpliwie
UsuńBardzo dziękuję, postaram się dziś napisać :*/Tinistas
Usuń